- Strona główna
- Artykuły
- Rozrywka
- Felietony
- Kilka słów o krytyce – Waperskie PrzemyśLajki #3
Kilka słów o krytyce – Waperskie PrzemyśLajki #3
Dzisiejszy mini-felieton będzie zainspirowany tym co dzieje się ostatnio. A w każdym razie, poniekąd można tak powiedzieć – ale, bez zbędnego bredzenia, do rzeczy.
Dzisiejszym tematem jest krytyka, rola krytyka czy też recenzenta w naszym świecie, i co oznacza bycie takim recenzentem.
Zapraszam 🙂
A zaczniemy jak Dzieci... Od animowanej bajki.
Jeżeli ktoś nie miał okazji obejrzeć – polecam zerknąć na animację z 2007 roku – Ratatuj, czy też w oryginalnym Francuskim tytule, Rattatouille. Filmu nie będę streszczał, bo myślę że warto obejrzeć samemu – ale występuje w nim postać, która jest nam szczególnie bliska.
Mowa tutaj o krytyku kulinarnym, Antonie Ego – człowieku niesamowicie surowym i bezwzględnie krytycznym, odmieniającym się później dzięki pewnym wydarzeniom.
Jak już powiedziałem wcześniej, nie będzie tutaj streszczenia filmu, ale będzie jego cytat, od którego zaczniemy dzisiejszy felieton :

Jakie jest znaczenie tego cytatu?
Pomimo faktu że Anton Ego był krytykiem kulinarnym – a my jesteśmy w nieco innym świecie, E-papierosowych krytyków i recenzentów dotyczy to samo.
Na dwoje babka włos podzieliła. Część ludzi wiąże te jakże prestiżowe tytuły z charakterem równie bezwzględnym, i równie brutalnym jak przedstawiony kreskówkowy bohater. Czarne, posępne ubrania, głodne krwi spojrzenie, pióro które zostało stworzone by sprawiać ból i rujnować reputacje…
…Za to druga część widzi uśmiechniętych ludzi obsypanych sprzętem i liquidami za darmo, którzy wysilają się żeby powiedzieć wam kilka słów i wepchnąć produkt. Ambasadorów marek, marketingowców. Reklamowe pacynki na scenie teatru pieniądza.
I każda z tych grup ma trochę racji.
Zadaniem krytyka jest odnalezienie słabych punktów, pokazanie ich, a wręcz wytknięcie. Zapewne każdy powie że bardzo łatwo jest skrytykować coś co się otrzymuje w takim celu – łatwo jest powiedzieć że jest do niczego, że smakuje jak psia karma, że jest niskiej jakości. Owszem, tu również macie rację. Kupując liquid na recenzję, jest łatwo powiedzieć że to ściek. Kupując sprzęt na recenzję, równie łatwo jest powiedzieć że to złom, a chińczyk który go składał miał dwie lewe ręce. Ten opis pasuje do pierwszej grupy i jej wyobrażeń, prawda?
Owszem, prawda. I pasuje to do ogólnego zadania krytyka jako takiego, z punktu widzenia jego tytułu. To jego zadanie, postawić krytykę. Prześwietlić produkt i powiedzieć co o nim myśli.
Natomiast to wyobrażenie roli krytyka ma jeden problem, który strawił już co najmniej kilkunastu – uczciwość. Obecny świat nie jest szczególnie skory do traktowania recenzentów tak jak było to czynione lata temu – dopóki nie ma jakiegoś wyjątkowo rozbudowanego grona odbiorców które zazwyczaj zdobywa się w potyczce o sławę i pieniądze na youtube czy też przez popularnego teraz Facebooka, takowy krytyk nie jest traktowany poważnie przez praktycznie nikogo poza swoimi obecnymi czy też nowymi odbiorcami, i malutkim zakresem firm które takowym ufają. Żeby móc coś recenzować, trzeba najpierw to mieć – a gdyby kupować bezpośrednio wszystko o czym się pisze, trzeba byłoby codziennie zostawiać w jakimś sklepie niemałe kwoty, co oznacza że w pewnym sensie pracę krytyka ogranicza jego budżet. By zdobyć to co można recenzować, trzeba zdobyć zaufanie marek które będą mogły dostarczać ci produkty do recenzji przynajmniej od czasu do czasu – w ten sposób zapewniając ci dostawę budulca twojej pracy. I tutaj przechodzimy właśnie do drugiej grupy.
Tak, ci bardziej... obrotni.
Druga grupa opływa w sprzęt, popularnie nazywane przez społeczność “free sample” i inne tego typu rzeczy. Ulubieńcy kamer, mistrzowie uśmiechu, zawsze skorzy do zaprezentowania wam tego co “według nich”, a raczej według ich sponsorów, jest najlepsze na rynku. Taka jest właśnie cena braku równowagi – kiedy zapomnisz jakie jest twoje zadanie, i sprzedasz swoje zdanie, kończysz dokładnie tak. I na Polskiej scenie takich nie brakuje – co najmniej kilku jest.
Są tacy którzy powiedzą “Zazdrościsz, bo oni kasują szmal i odnieśli sukces a ty nie!” – i trudno im powiedzieć że mówią to bezzasadnie, takie wrażenie to pierwsze jakie człowiek może odnieść kiedy czyta coś co może takich stawiać w złym świetle.
I im też należy przyznać trochę racji, ale nie do końca tak jak by się wydawało – nie zazdroszczę tego że tłuką szmal, mamonę. Dobrze dla nich. Cieszę się ich szczęściem. Zazdroszczę im tego że pomimo iż zaprzedali siebie i swoje ideały za gotówkę, mają dość charyzmy by zatrzymać przy sobie ludzi, nawet biorąc pod uwagę fakt że w niektórych przypadkach skrajnie widać że biorą kasę za reklamowanie czegoś co przypomina jakością te “Kuchenne odpadki” według słów Antona. Szydzą z prawdy, z ideałów… A jednak cieszą się sławą. Nie dobrą sławą, ale sławą, bo o nich się mówi. Idole wszystkich tych którzy nie powinni w ogóle o nich wiedzieć, bożyszcze gimnazjów, mistrzowie lokowania kiepskich produktów dopóki gotówka się zgadza. Taka jest ich sława, a jednak… to dalej popularność. Zła, niedobra, niekorzystna, nieuczciwa i często nawet niezbyt legalna patrząc na przykład na wiek co poniektórych “fanów” ale jednak w surowych numerkach popularność. Zamknięci w kręgach kolesiostwa przymykających oczy na to co robią, pływają na falach swojej winy.
Trawi mnie natomiast kilka pytań, na które dalej nie udało mi się odpowiedzieć – czy zaprzedanie ideału krytyka jako niezawisłego, sprawiedliwego sędziego, na którego opinii możesz polegać jak na Zawiszy, to osiągnięcie sukcesu? Czy naprawdę miarą sukcesu są pieniądze które zbieramy za uśmiechanie się do kamery czy zdjęcia produktu który jest do niczego, ale i tak go reklamujemy? Czy prawda jest mniej warta w oczach ludzi sukcesu niż pieniądze?
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Być może dlatego że sam trzymam się swoich prywatnych zasad, być może dlatego że nie jestem ekstremalnie popularny, nie mam paparazzi za oknem, fleszy jak wyjdę z domu, nie mam czerwonych dywanów jak idę na zlot. Być może. Ale chyba wolę uczciwość od popularności. Tak jest… lepiej. Cicho, ale uczciwie.
A dla tych którzy oporów nie mają, również mam cytat z bajki animowanej :
“Możesz słuchać swych nędznych pochlebców,
jeśli chcesz okłamywać się sam!
Ale zawsze i wszędzie przeszywać Cię będzie
ten wzrok…”
“Dzwony Notre Dame”, z “Dzwonnika z Notre Dame”
Koniec samosłodzenia zgredzie, to wszystko nie ma nic wspólnego z cytatem!
Ah, tak. Wracamy do Pana Ego.
Jak to Anton raczył wspomnieć, bolesna prawda jest taka że nasza pisanina jest warta mniej niż nawet najtańsze ścieki które opisujemy, nie mówiąc już o dobrych towarach.
Dlaczego? Dlatego że jesteśmy tylko ludźmi. Przywołujemy na siebie ciężar wydania opinii którą inni mogą się sugerować, jednak ta odpowiedzialność, ten dar, ta cała… moc, ona jest samozwańcza. My, ludzie tacy jak inni, określamy siebie jako kompetentnych w dziedzinie mówienia innym ludziom takim samym jak my, na podstawie naszych doświadczeń i naszej wiedzy którą oceniamy sami, że potrafimy im skutecznie doradzić i powiedzieć co jest dobre a co nie jest. Tak jak władza Prezydenta wynika z faktu że wybrała go większość, tak jak władza Papieża wynika z faktu że wybrało go Konklawe, tak jak umiejętności lekarza czy architekta potwierdzają wyniki pracy magisterskiej czy inżynierskiej którą oceniają lepsi i mądrzejsi od nich – tak my, w całej naszej istocie, recenzenci, krytycy, jesteśmy samozwańcami. Nie ma lepszych którzy stwierdzą czy się nadajemy. Nie ma egzaminów, nie ma wyborów, stawiamy się po prostu na danym miejscu i oczekujemy od ludzi zaufania. Oczekujemy że nasze zdanie rzetelnością i prawdziwością przekona ludzi i stanie się dla nich wiążące.
I szczerze, całe piękno pracy recenzenta/krytyka na tym właśnie polega. Nie jest namaszczony, nie jest lepszy – to człowiek jak każdy inny. Dlatego jego zdanie ma sens – bo wyraża je jako część społeczności której nigdy nie opuścił, stając się krytykiem. Prezydent po wyborze musi opuścić partię polityczną jeśli w niej był – recenzent dalej jest tym samym człowiekiem. Tylko od niego zależy jak się zmieni pod wpływem ścieżki którą obrał.
Jeżeli osobiście mogę czegoś od ludzi chcieć i oczekiwać – to jest to kilka rzeczy. Owszem, to wyjątkowo chamskie, stawać jako samozwańczy recenzent i oczekiwać – ale takie są podwaliny naszego dzieła. Tacy jesteśmy. Te rzeczy to równie ważne jak owe podwaliny, zaufanie, i wiara w to że staram się dla nich, być dalej tacy jak oni, a jednocześnie móc wyciągnąć pomocną dłoń jako ktoś kto wspina się wyżej. Móc jednocześnie przywitać się z kimś jak z bratem, ale i powiedzieć mu jak ktoś starszy, mądrzejszy, co będzie dla niego dobre a na czym się zawiedzie. Nawet jeżeli jestem trzy razy młodszy od niego.
Jak będzie w e-papierosach, sekcja narzekania?
Ubolewam nad faktem że obecnie granica między człowiekiem który tytuł recenzenta wyrównuje do poziomu podkładając pod krzywy koniec bloki gotówki, a tym który dźwiga go na własnych plecach się rozmywa. Ludzi którzy uczciwie, rzetelnie i prawdomównie podchodzą do tematów nazywa się sprzedawczykami kiedy wypowiedzą się źle na temat jednego produktu, a kąpie w chwale i sławie kiedy powiedzą że inny jest dobry. Może być też na odwrót – chwali się brutalnie krytyczną recenzję, a wyśmiewa i szydzi z człowieka który powiedział nieprzychylne słowa o danym towarze.
Byłem świadkiem takiej sytuacji, i to właśnie natchnęło mnie do takiego felietono-popisajła o głębokich przemyśleniach. Człowieka który wystawił nieprzychylną niby-recenzję na temat nowego produktu zaraz zaczęto niekulturalnie deprecjonować, umniejszać jego autorytet, pomimo faktu że ten jest znany i szanowany. Sam nie raz się z tym spotkałem – kiedy powiedziałem coś co nie spodobało się temu czy tamtemu gronu, zaraz pojawiło się “Co ty tam możesz wiedzieć, a co on się zna, kto by go tam słuchał, kim on w ogóle jest, patrzcie jak on się ubiera, i on niby ma coś do powiedzenia”
I cieszę się osobiście że tak jest. Że słowo uderzające jak kula z karabinu, ciężkie jak stal, powoduje lęk. Bo to właśnie powoduje, to stąd są te reakcje, stąd ten najstarszy i najniżej wartościowy chwyt w dyskusji – wskok na autorytet. Kiedy ktoś zacznie was umniejszać, jesteście zwycięzcami. On się was boi. Lęka się tego że wasze słowo ma siłę.
Lęk to najpotężniejsza broń jaką można sobie wyobrazić. Strach ma niesamowitą siłę. Trzeba tylko pamiętać żeby się nie zatracić w potędze która za nim przychodzi, bo naszą pracą nie jest ciskać pioruny w każdego kto śmie nas samych skrytykować.
Naszą pracę Anton opisuje w tym samym cytacie, nieco później :
“Zdarza się jednak, że czasem i krytyk musi zaryzykować.
Dotyczy to przypadków gdy dokona jakiegoś odkrycia, i staje w jego obronie.
Bo świat czesto spogląda nieprzychylnie na nowych artystów, i ich dzieła.
Nowe, wymaga ochrony.”
Nie, nie oznacza to że każdy nowy produkt ma być przez nas opiewany. Oznacza to że każdy produkt ma prawo do recenzji, rzetelnej i prawdziwej – a te które okażą się wybitne, mają prawo do ochrony przed naszym słownym gniewem. Mają przywilej wykorzystania naszych przywilejów – naszego autorytetu, mocy którą do siebie przywołaliśmy, by same siebie osłonić przed ogniem krytyki który mógłby je spalić, i by wzrosnąć, iść dalej, by się rozwijać. Właśnie po to została nam dana przez wszechświat i lud, i dlatego jesteśmy kim jesteśmy.
Recenzenci bardzo miło odbierają “free sample” – i mowa tu o recenzentach, krytykach, a nie zwykłych wyłudzaczach którzy wszystko streszczają w trzech słowach bez wartości.
I nie jest to dlatego że są darmowe – to dlatego że cieszą się że ktoś, pomimo faktu że sami są w głębokiej pogardzie dla swojej pracy, uznał że jest ona warta tego by swoją własną pracę, swoje własne dzieło, wystawić komuś takiemu do opinii. By zrównać wartość słów na temat produktu z jego ceną, a nawet postawić je wyżej. By słowa takiego krytyka wziąć do serca, nie tylko jako pustą reklamę za jakąśtam sumę którą się przeznaczy na produkty wysłane mu za darmo.
To nie fakt że nie kosztują krytyka ani złotówki jest w nich najlepszy. To fakt że są paktem zaufania. Aktem wiary w słowo i osąd.
To jak słowne “Proszę. Ufam ci, wierzę że jesteś wart swoich słów. Oto owoc mojej pracy, i chcę twojej opinii, bo uważam że jest ona istotna we wszystkich które jak dotąd usłyszałem”
Coś za coś... A skoro tak, to czym zapłaci krytyk?
Krytyk, jeżeli nie płaci gotówką, płaci czymś wiele większym. Płaci opinią. Prawdziwy, niezależny krytyk, zapłaci uczciwą, rzetelną, prawdziwą opinią. Czymś co ma znaczenie. Recenzja może być pomyślna – wtedy można się uśmiechnąć, być zadowolonym ze swojej pracy, można cieszyć się że jest na tyle doszlifowana że niczym cenny kamień można się nią chwalić, i pokazać ją wśród tłumu bez lęku o to że ktoś nas wyśmieje.
Jeśli jest negatywna – to należy przyjąć ją z godnością i szacunkiem. Prawdziwa negatywna recenzja nie ma torpedować, nie ma zabijać twórcy produktu, ma mu powiedzieć że owszem, wykazał pracę – ale trzeba przyłożyć się jednak trochę bardziej. Zmienić coś, zrobić coś innaczej… Zacząć jeszcze raz. Wiem że to frustrujące, ale niepomyślną recenzję należy respektować tak samo jak pozytywną – ona też jest pewnym rodzajem sygnału. Nie ma zgnieść jak robaka, ma dać do zrozumienia że to jeszcze nie jest to.
Recenzja z założenia nie ma też mówić że “Ten producent ma was głęboko w D… i nic dobrego nie zrobił” – ona mówi o jednym produkcie. Tym razem się nie udało, ale to nie znaczy że następnym się nie uda. Wiele takich przypadków przerabiałem – cała seria świetna ale jeden liquid cienki, albo cała seria cienka ale jeden liquid poruszał serce.
Krytyk płaci swoim zdaniem. Prawdziwe, uczciwe, rzetelne zdanie jest w tych czasach droższe niż jakiekolwiek pieniądze.
Nie krzyczcie na krytyków, że pozyskują sample stąd czy stamtąd. O takich przypadkach również słyszałem – “Łeee, on ma sample z Chin, przez co nie wspiera naszych rodzimych dostawców, sklepów i producentów” – ale oczywiście wskazać takich którzy zaoferowaliby równie kulturalne i korzystne warunki współpracy, już żaden nie potrafił. Powiem wam niedyskretnie, że nasza redakcja również będzie pozyskiwać trochę rzeczy z Chin – z jednym ze sklepów mamy już przyjemność współpracować na uczciwych i przejrzystych warunkach co bardzo mnie cieszy. Ale co jest w tym zabawnego?
To część naszej pracy. Robimy to co podoba się ludziom – zdobywamy nowości z pierwszej ręki by podzielić się informacją, a czasem i nawet samymi nowościami poprzez Giveawaye i inne tym podobne konkursy, lub sprzęt & soki dokładane do nagród na zlotach – co powoduje jednocześnie negatywne i pozytywne reakcje. W wyrażeniu “Jeszcze by się taki nie urodził, co by każdemu dogodził” potrafi być zaskakująco dużo rzeczywistości.
Kończmy to. Tolerancja ludzi na tekst też ma granice.
Kończąc ten… felieton, a raczej coś co takowy przypomina, pozostawię was z jeszcze jednym cytatem Antona Ego który bardzo głęboko dotyka tych kwestii, pomimo faktu że oryginalnie dotyczy kuchni :
“Nie każdy może być wielkim artystą, ale wielki artysta może objawić się w każdym”
Anton Ego (Rattatouille)
A teraz zrobię coś czego nikt się nie spodziewał, i uruchomię narcyzm.
“Nie każdy liquid może być świetny. Ale każdy ma prawo do tego, by uczciwie powiedzieć mu że jest albo nie jest, a te opinie na mocy statusu który sobie rościmy, mają prawo być respektowane. Jesteśmy z ludu i dla ludu. Lud nas nie wybrał, ale jednak zostaliśmy w pewien sposób wybrani.”
Core, 28.12.2017.
Koniec, naprawdę.
Jeśli tu dotarliście, jesteście bardzo wytrwali. Huh. Gratuluję wam, i dziękuję że wam się chciało.
Felietony tej czy podobnej formy zapewne od czasu do czasu będą się pojawiać – jak najbardziej. Fanów takiego piśmiennictwa serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję raz jeszcze że chcieliście dojść aż tutaj, i do następnego razu. Smacznych chmurek 🙂
Ten cytujący fikcyjne postaci z bajek dla dzieci, a potem przypisujący im ideał zawodu i znaczenie
Core
Dodaj komentarz :)